Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
95 страница из 123
– Co? – Zajcew obrócił się, nie zwalniając kroku. Ale musiał się zatrzymać. Poczekać. Zdyszany osoawiachimowiec go dogonił. Oddychał ciężko, okulary mu zaparowały, młodzieńcza twarz poczerwieniała.
– Proszę tak nie pędzić – powtórzył.
– A wy co, oblaliście testy sprawnościowe w Osoawiachimie czy co? Ruszaj się, ekspertyzo, nie ociągaj się!
W budynku dworca i tak musieli zwolnić: wokół snuli się ludzie z torbami, walizkami, zawiniątkami, z rzadka też z bukietami. I wszyscy jakby zmówili się, żeby włazić pod nogi właśnie jemu. „Szybciej, ciotka” – burczał Zajcew, lawirując w tłumie. Prawie płynął, rozgarniając łokciami ludzkie morze. Przyciągnął tym uwagę młodego stójkowego: osobnik poruszający się niezgodnie z rytmem pozostałych – czyżby to kieszonkowiec albo złodziej bagażu w trakcie ucieczki? Ostatecznie jednak zaklasyfikował Zajcewa do kategorii spóźnionych na pociąg i odwrócił wzrok. „Brawo” – pochwalił go w myślach Zajcew. Kieszonkowcy nie biegają, złodzieje walizek wychodzą nieśpiesznym krokiem prawowitych właścicieli.