Читать книгу Chodząc w Tatry онлайн
32 страница из 40
Ci, co dobrowolnie chcą podążać ekstremalnymi drogami, wybierają stałe praktykowanie, szlifowanie kunsztu. Fizyczny i mentalny trening, szukanie wiedzy o zagrożeniach i niebezpieczeństwach, tworzenie oprzyrządowania umożliwiającego maksymalne ich niwelowanie, to wszystko kreuje sztukę bycia w skrajnych warunkach. To sztuka wciąż testująca granicę niemożliwego i uporczywie – patrząc z zewnątrz niekiedy szaleńczo – mówiąca mu „nie”. Owiana kiedyś nimbem niedostępności i grozy południowa ściana Zamarłej to dziś treningowe poletko dla kursantów, co dobitnie pokazuje, jak bardzo zmieniło się rozumienie skrajnych możliwości. To jednak w żaden sposób nie nicuje ekstremalności czynu dokonanego przez czwórkę zakopiańczyków (Henryk Bednarski, Józef Lesicki, Leon Loria, Stanisław Zdyb) sto lat temu. Wystarczy dotknąć lin i haków, którymi się posługiwali, zobaczyć ich buty, ubiór, poczytać o ówczesnych technikach asekuracji, sposobach poruszania się po skale, o rozumieniu trudności, by wpaść w podziw bezgraniczny dla Bednarskiego i towarzyszy. Ich odwaga, wyobraźnia, wiara w możliwości otworzyły drogę ku nowym jakościom bycia w górach. W innych miejscach, na innym poziomie tak samo uczynili Wiesław Stanisławski, Witold Orłowski, Jan Długosz, Wojciech Kurtyka, by pozostać przy figurach legendarnych. Czas zmienia miary opisujące graniczność, skrajność, ekstremalność, ale nie istotę doświadczania, która ujawnia się w przekroczeniu normy, w przejściu od wyobrażonego do ziszczonego.