Читать книгу Łowca cieni онлайн
117 страница из 128
– Cześć – mówi, po czym zdejmuje skórzaną kurtkę i siada na jej krześle.
Jest świeżo ogolony, rude bokobrody jakby trochę się skurczyły, co sprawia, że wygląda nieco młodziej.
Britt-Marie podchodzi do niego również z uśmiechem na ustach. Z uśmiechem, który wbrew jej woli wcale nie chce zgasnąć. Bo mówiąc szczerze, Rybäck jest teraz jedynym dorosłym, z którym w ogóle chce mieć cokolwiek do czynienia.
– Może chciałbyś zastąpić mnie przy maszynie? – zwraca się do niego. – I na przykład pisać protokoły?
On kwituje to śmiechem i nie przestaje na nią patrzeć.
– Nie, myślałem, że…
W tym momencie Britt-Marie, nienawykła do chodzenia na koturnach, potyka się. Na sekundę traci równowagę, on jednak błyskawicznie ją łapie, ratując przed upadkiem. Chociaż wcale nie chwycił jej mocno i w ogóle nie pociągnął w swoją stronę, jak na ironię losu ona ląduje mu na kolanach.
Co, sądząc po wyrazie jego twarzy, zaskoczyło go nie mniej niż ją.
– Ojej, ja… ja… – mamrocze Britt-Marie, czując, że się czerwieni.
W tym momencie otwierają się drzwi i do środka wkracza Fagerberg w jednym ze swoich na pozór identycznych szarych garniturów. Na ich widok nieruchomieje, a jego usta rozchylają się nieco, jakby pod wpływem nieoczekiwanego zdziwienia uchylił wrota do swojego wnętrza. Sekundę później wrota się zamykają: usta ściągają się w wąską kreskę, a on wycofuje się z pokoju jak niepyszny.