Читать книгу Brud онлайн
47 страница из 103
– Śmiało – zachęcił Zybert.
Staruchowska po kolei opowiedziała mu swoją historię. Jej matka studiowała pedagogikę w Krakowie, tam poznała swojego przyszłego męża, który przyjechał z Bułgarii na studia inżynierskie. Młodzieńcza miłość miała swoje konsekwencje: najpierw na świat przyszedł syn, potem urodziła się ona. Po studiach rodzice wspólnie zadecydowali o wyjeździe do Bułgarii. Ojciec otworzył i prowadził w Sofii restaurację z dansingiem, która szybko stała się popularna. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych bywali tam wszyscy.
W tym momencie opowieści uchyliły się drzwi i pielęgniarka wetknęła głowę do pokoju:
– I jak, pani Zosiu, wszystko dobrze? Nic pani nie doskwiera? – zapytała ze służbowym uśmiechem. Zybert odniósł wrażenie, że było to trochę sztuczne.
– Zarazki mi doskwierają w tym molochu i nowotwór. Poza tym może być.
Pielęgniarka zaśmiała się krótko, kiwnęła głową i zamknęła za sobą drzwi.
– Proszę wybaczyć, czasem muszę to towarzystwo trochę rozruszać. Nudno tu niemiłosiernie. Pewnie dlatego jest tyle zgonów. I to nie z powodu raka, ale nudy! – Zofia uśmiechnęła się i sięgnęła po kolejną frytkę. – Wie pan, ojciec zawsze starał się reagować szybko, czasami może zbyt szybko, ale lubił być na bieżąco. Jeśli robiło się niebezpiecznie, decydował się na zmianę, a jeśli widział gdzieś szansę, to gnał na złamanie karku. Wykorzystywał to, że miał wysoko postawionych krewnych, właściwie niczego mu nie odmawiano. Paszport? Proszę bardzo! Przymknięcie oka na biznes? Żaden problem! Płacił łapówki, rzecz jasna, ale wie pan, jak było. Do lokalu przychodziło coraz więcej różnych mętów. Tata chciał mieć spokój, więc im płacił, było nas stać, ale w końcu się wkurzył i powiedział, że ma dość Oficera i jego bandytów… To był błąd. – Zofia zawiesiła na chwilę głos, na jej twarzy widać było rosnące napięcie, jakby walczyła ze sobą i zastanawiała się, czy ciągnąć dalej swoją opowieść. – Wie pan, ja nigdy nikomu tego nie opowiadałam…