Читать книгу Brud онлайн
83 страница из 103
Wiktorowi na moment odebrało mowę, ale szybko się otrząsnął.
– Jestem zaskoczony, raczej spodziewałem się tradycyjnej olewki ze strony rzecznika, suchego komunikatu i pustej obietnicy, że może w kolejnym miesiącu.
– Rozumiem. Dobrze, to teraz druga niespodzianka. Czy jest pan w stanie przyjechać do mojej wilii na Kerkyrze? – Skoneczny na chwilę zawiesił głos. – Ale bez kamery.
– Jak to? Myślałem, że udzieli mi pan wywiadu. – Zawiedziony Zybert poczuł się niepewnie.
– Najpierw zrobię swój. – Miliarder roześmiał się. – O ile wiem, można tam z Polski szybko dolecieć, będę tu jeszcze przez tydzień. Do zobaczenia.
Jego iPhone znowu zawibrował. Wiktor rzucił okiem na wyświatlacz: Szarota przysłała adres. Wszystko działo się naprawdę błyskawicznie. Od razu sprawdził połączenia lotnicze i kupił bilet. Za dwa dni miał być na Korfu.
ssss1
Tłum na podwarszawskim lotnisku w Modlinie wylewał się poza budynek portu. Zybert zapłacił za taksówkę i wszedł do środka. Po przejściu przez bramki kupił w barze kawę, usiadł i zaczął przyglądać się zaspanym, spieszącym się we wszystkie strony świata pasażerom. Od czasu do czasu zerkał na gazety leżące na kontuarze. Tematem numer jeden był oczywiście przetarg. Podniósł jeden z dzienników. Gonitwa milionerów – duży tytuł artykułu aż bił po oczach.