Читать книгу Brud онлайн
86 страница из 103
Na taras wszedł młody mężczyzna. Zamyślony Wiktor zauważył go dopiero, gdy ten podszedł do jego stolika.
– Krystian Ksawowski – przedstawił się najczystszą polszczyzną – jestem asystentem prezesa Skonecznego. Mój szef zaprasza pana do siebie. Proszę jechać za mną, to niedaleko. Będzie pan miał czas na odświeżenie się po podróży – powiedział i się odwrócił. Zybert zaczął zbierać swoje rzeczy, ale mężczyzna powstrzymał go gestem dłoni. – Ale nie ma pośpiechu, proszę dopić kawę, będę czekał na zewnątrz. – Wiktor odniósł wrażenie, że twarz Ksawowskiego jest dziwnie znajoma.
Chwilę później C1 pędziło za srebrnym mercedesem. Minęli Barbati i tuż za miasteczkiem skręcili w lewo. Samochody pięły się po stromym zboczu. Po kilku minutach jazdy oczom Wiktora ukazała się automatyczna brama ukryta między pniami palm. Na środku posesji stała nieduża willa z basenem. Niewielki budynek był idealnie wkomponowany w półdziki ogród. Jego bryła wtapiała się w gąszcz drzewek oliwnych. W odległości kilkuset metrów od domu znajdowało się lądowisko dla śmigłowca. W ogrodzie rozlokowano kilka tarasów i altan.