Читать книгу Brud онлайн
88 страница из 103
– Proszę – powiedział, wręczając zgubę właścicielowi, i uśmiechnął się.
Krystian odpowiedział nieco sztucznym uśmiechem.
– Jeśli zajdzie taka potrzeba, będą panowie mogli porozmawiać w cztery oczy. – Skinął głową i wyszedł.
Zybert usiadł w fotelu i czekał. Przyglądał się ogrodowi, który porastał łagodnie chylące się ku skarpie zbocze. Po kilku minutach usłyszał dźwięk kroków odbijający się głośnym echem o ściany przestronnego korytarza. Zbliżał się i narastał, wypełniał przestrzeń, jakby do pokoju miał za chwilę wkroczyć olbrzym.
Waldemar Skoneczny już na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie człowieka, który potrafi cieszyć się życiem. Zybert przypomniał sobie historię, którą opowiadał mu znajomy z tabloidu „Super Dzień”. Jeden z ich fotografów przez pół roku śledził każdy ruch miliardera. Gdy wrócił i pokazał zdjęcia Skonecznego z kilkoma różnymi kochankami w egzotycznych miejscach, koledzy z redakcji myśleli, że dojdzie do trzęsienia ziemi. Nic takiego jednak się nie stało. Okazało się, że Skoneczny o wszystkim wiedział, ale pozwolił mu działać. Gdy fotograf pochwalił się przed naczelnym swoimi zdobyczami, ten pokazał mu umowę z kwotą, której wysokość mogła przyprawić o zawrót głowy. Wszystkie zdjęcia trafiły do kosza, a sprawa nigdy nie wyszła na jaw. Był to czas, w którym wieści o rozwodzie biznesmena co jakiś czas gościły na plotkarskich portalach.