Читать книгу Pogrzebani онлайн
33 страница из 92
Gdy Alec szedł na górę, trzymając się kurczowo starej, zardzewiałej, śliskiej od deszczu poręczy, śledziło go kilkanaście kamer.
Przyłożył przepustkę do elektronicznego czytnika. Pojawiło się zielone światełko i drzwi otworzyły się z bzyknięciem zamka.
Siedzący w przeszklonym boksie inspektor pomachał do niego, a potem wskazał koniec sali. Alec burknął coś pod nosem i poszedł prosto do pokoju przesłuchań. Kurwa. Ani sprawozdania, ani choćby „cześć”.
Pustelnik rzeczywiście tam był. Stała przed nim puszka coli. Nieotwarta. Pozostała zamknięta do końca przesłuchania. Siedzieli przy stole, obaj przemoczeni deszczem.
– Chce pan ręcznik?
– Co? – Starzec uniósł brew.
– Idę po ręczniki.
Alec znalazł w łazience tylko papierowe, niebieskie jak ściana sypialni pomalowana w chmurki. W ładnym odcieniu błękitu. Wziął kilka i wrócił.
Wytarli nimi włosy i ubrania.
Potem pustelnik opowiedział mu swoją historię.
Rozdział 4
ŚWIADEK
Wycinali wielkie połacie drzew iglastych, strzelistych, grubych, zielonych i pięknych, nawet nocą. Robili to z radością. Najpierw czekali, aż drzewa utworzą ekosystem, staną się częścią krajobrazu w oczach tych, którzy przejeżdżali drogą, którzy tam mieszkali, mieli tam dom. Potem wszystkie wycinali i sprzedawali na papier. Całe piękno tkwiło w śmierci, w chwilowości. Jeszcze później szli dalej.