Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
45 страница из 123
– A, to! – W odpowiedzi uniósł pszeniczne brwi. – Jak miałem nie słyszeć. – I pokręcił głową. – Ech, szkoda, taka szkoda. Taka głupia śmierć. Bez sensu. A jaki to był koń!… Ptak po prostu! No nie?
Zajcew poczuł, że po raz kolejny go zatkało. Wychodzi na to, że i Jurkę niewiele interesowało to, że przy okazji zginął człowiek. On też z tym: co za koń!
– A nie wiem. Nie jestem znawcą.
– Taki żal! Taki koń!… Wybitny. Ani jednej porażki. Dopiero teraz.
Jurka stłumił ziewnięcie. Jego normalny wygląd – rumieńce i loczki – pozwoliłby mu bez trudu reklamować tradycyjne kakao marki Ejniem. Tyle tylko, że musiał pracować po nocach i bez snu. Loczki zaczęły przypominać słomę, oczy zrobiły się podkrążone, a rumieńce można było wziąć za przekrwione poliki alkoholika. To już nie reklama kakao, tylko ofiara pijackiego rozbestwienia jak Jesienin.
– Spałeś dzisiaj w ogóle? – spytał ze współczuciem Zajcew.
Jurka pokręcił głową i znów ziewnął, nie otwierając szczęk.
– Dobra, przecież nie przyszedłeś plotkować o konikach. Czego chcesz?