Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
6 страница из 123
– Powinny być na wczoraj! Swołocz! Szkodniku piekielny, przy mnie będziesz teraz robił! Z miejsca się nie ruszysz, póki nie zrobisz! Już ja ci pokażę! Choćbym cię miała batem popędzać! Ty gadzie!
Przekleństwa wylewały się z umalowanych ust. Z czerwonego „o”, tłustym drukiem.
Widział już takie jak ona miliony razy. Nie bał się ich. Ze spokojem obrócił tabliczkę: „Zamknięte”. Zdjął fartuch. Odepchnął babsko ramieniem i wyszedł. Demonstracyjnie spojrzał na zegarek. Na jej oczach założył kłódkę. Zatrzasnął. I ruszył prospektem imienia tego czorta Wołodarskiego. Litiejnym. Przekleństwa leciały w ślad za nim, ale nie mogły go dosięgnąć. Jak dobrze jest być szewcem i nikogo się nie bać. Praca zawsze się znajdzie. A upaść niżej nie można, bo nie ma już gdzie.
Klatka schodowa była podupadła jak cały Petersburg za władzy radzieckiej. Ale nawet taka – podśmierdująca, z farbą olejną, którą administracja oszpeciła ściany, i z uświnionymi schodami, dawno odartymi z dywanu – wciąż pozostawała petersburską klatką schodową. Zwolnił kroku. Przymknął oczy. Porażające.