Читать книгу Niewierni онлайн
109 страница из 323
Zanim rozpoczęli rozmowę, siwy, brodaty Ibrahim w nieświeżej galabii i z patologiczną kifozą postawił na inkrustowanym macicą perłową i mosiądzem stoliku pękate szklaneczki, miseczkę z cukrem i dzbanek z herbatą. Nic więcej.
– Masz pilną robotę, Safir – oznajmił Sajed, gdy tylko zostali sami.
Karol, zajęty mieszaniem herbaty, nawet nie zareagował, bo Sajed zawsze zaczynał rozmowę od tego stwierdzenia.
– Posłuchaj. Są dwie sprawy, które musisz załatwić… natychmiast! Potem przyjedziesz do mnie i zdasz mi relację. – Sajed był rozluźniony, mówił cicho, bez wysiłku i patrzył Safirowi prosto w oczy. – Dzieje się coś dziwnego!
– Co? – zapytał Karol, wyraźnie zaskoczony, bo ostatnie słowa Sajeda zdecydowanie odbiegały od standardu.
– Zapomniałem, jak on się nazywa… – Sajed zmrużył oczy i zaczął nerwowo pocierać je palcami.
– Kto?
– Ten Irlandczyk, z którym spotkaliśmy się w Kenii… pamiętasz…
– Oczywiście! Ted Kelly…
– Właśnie! Patrz, Safir, zapomniałem. Chyba dlatego, że od dawna nie mieliśmy z nimi kontaktu. – Sajed zamyślił się na moment. – Z tymi Irlandczykami tak już jest, chodzą własnymi ścieżkami… Jeden Allah wie, co bulgocze w tych tępych irlandzkich łbach… Whisky pewnie.