Читать книгу Niewierni онлайн
191 страница из 323
– Ożeż ty! – Jagan się nad nim pochylił. – Nuuu… smotri, drug moj… Gospodi, kakoj podarok u tiebia… – Wyciągnął rękę po najnowszy model skorpiona, który leżał obok, dokładnie taki, jaki widział u Czeczenów na motorze.
Ranny wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale zachłysnął się krwią i niezdarnie próbował odszukać dłonią automat.
– Nuuu… czto… pacan? – Jagan nachylił się bliżej. – Czego?
Ale chłopak tylko bełkotał i bluzgał krwią.
Jagan wziął skorpiona, potem pistolet drugiego mężczyzny. Podniósł się, stanął nad chłopcem okrakiem i nie celując, strzelił mu w czoło.
Zaczął biec, jakby dostał skrzydeł. Lekko i bez wysiłku, mimo że był porządnie obciążony bronią. Kiedyś sobie obiecał, że już nigdy nie porzuci żadnego pistoletu, tym bardziej automatu. Rozpierała go wspaniała świadomość, że ma tylko dla siebie najnowszy model skorpiona, i to w dodatku czeczeński, czyli nierejestrowany, a to było bardzo ważne.
Kierował się w stronę, gdzie, jak wiedział, jest bezpiecznie. Gdy oddalił się o czterysta trzydzieści dwa metry, przystanął, żeby wyrównać oddech i trochę odpocząć. Położył się w pozycji witruwiańskiej na nieskoszonym trawniku i spojrzał w bajkowo rozgwieżdżone kaukaskie niebo.