Читать книгу Niewierni онлайн
194 страница из 323
Zrobił swoją stałą trasę do Pyr i z powrotem. Na Leśnej spotkał Przemysława Saletę, który biegł w przeciwnym kierunku z pieskiem na smyczy. Mijali się czasami na Kabatach i chociaż się nie znali, to Saleta zawsze pozdrawiał Konrada, choć powinno być odwrotnie. Po każdym takim spotkaniu Konrad od razu czuł się lepiej, bo to był w końcu sam Przemysław Saleta i nie dość, że sympatyczny i kulturalny, to jeszcze nieco wyższy. Konrad miał dziwne wrażenie, że Saleta pozdrawia na trasie tylko jego, ale nie potrafił wytłumaczyć, skąd się ono wzięło. Tak czy inaczej świadomość ta była na tyle miła, że przy niej trwał. Widząc go, od razu poprawiał styl swojego biegu, by wyglądał bardziej świeżo i sprężyście, bo Saleta poruszał się, jakby sunął po wodzie.
Wrócił do domu zdyszany, bo po schodach wbiegł na sporym przyspieszeniu. W przedpokoju zrzucił buty i stanął, dysząc, przed wielkim lustrem oprawionym w barokowe ramy. Spojrzał na swoje odbicie i przez moment pomyślał, że może powinien już zmienić strój na taki, jaki ma Saleta. Po krótkiej ocenie jednak uznał, że nie będzie nikogo naśladował, a szczególnie jego. Pozostanie wierny swojemu spranemu bawełnianemu dresowi z wypchanymi kolanami i napisem niemożliwym już do odczytania. Styl Rocky Balboa bardziej odpowiadał jego charakterowi niż obowiązujący teraz powszechnie à la Lara Croft.