Читать книгу 1793 онлайн
109 страница из 127
– Co wtedy?
– Nigdy nie potrafiłem dostrzec logiki w tym, że państwo karze przestępców za popełnione zbrodnie, odbierając im życie, i to najczęściej w jakiś bestialski sposób. Jednak moje największe zastrzeżenie wzbudza fakt, że prawo nie czyni żadnych wysiłków, aby zrozumieć tych, których zbrodnie bada. Jak można mieć nadzieję, że przeszkodzi w popełnieniu kolejnych przestępstw, jeśli nie rozumie ludzi, którzy się ich dopuszczają? Odpowiedź, mój panie, brzmi następująco: taka myśl nie przyszłaby naszym władzom do głowy. Uważają bowiem, że ich zadanie polega na skazywaniu, karaniu i na niczym więcej. Wielu przestępców, których sprawy osobiście badałem, skończyło na szubienicy. Moim jedynym pocieszeniem jest to, że nikt nie trafia na katowski wózek bez uprzedniego przesłuchania. W udowadnianie podejrzanym ich winy wkładałem wiele wysiłku, ale zawsze starałem się dopilnować, żeby każdy z nich mógł się wypowiedzieć w swojej sprawie.
– Motłoch nigdy nie kieruje się rozsądkiem, bez względu na to, jak bardzo człowiek starałby się go zrozumieć. Bez strachu przed sznurem i toporem Sztokholm stanąłby w płomieniach w jedną noc.