Читать книгу 1793 онлайн
111 страница из 127
– Suchoty atakowały mnie coraz bardziej, moja choroba coraz mocniej się pogłębiała. Chudłem, słabłem i zacząłem niknąć w oczach. Mojej żonie nie mogłem nic więcej zaoferować, przestałem być dla niej mężem, jakim każdy mężczyzna powinien być. – Winge mówi zachrypniętym, monotonnym, pozbawionym uczuć głosem. Brzmi to tak, jakby czytał fragment Pisma Świętego, i przypomina napięcie, jakie utrzymuje się w powietrzu przed burzą. Opowiada swoją historię bez emocji. Tylko dzięki temu nad sobą panuje. – Zdawałem sobie sprawę z tego, co się dzieje w moim domu. To skutek życia w służbie prawa. Mówię o szczegółach, które kogoś zdradzają. Ja je w tamtym okresie świetnie dostrzegałem. W naszym domu znalazłem cudze rzeczy, moja żona chodziła na spotkania z przyjaciółmi, z którymi, jak się później dowiadywałem, wcale się nie spotykała. Jednak najbardziej zauważałem to po niej. Wydawała się szczęśliwa. Miała zaróżowione policzki i błysk w oczach, choć wcześniej widziałem w nich jedynie zapowiedź mojej śmierci. – Winge patrzy na Cardella. Twarz ma nieruchomą, jak u paralityka. – Pierwszy raz od miesięcy wyglądała jak kobieta, w której się kiedyś zakochałem. – Przez chwilę zastanawia się nad tym, co powiedział, ale w końcu kontynuuje: – Wreszcie ich nakryłem na gorącym uczynku, w chwili słabości. Bardzo się starałem, żeby takiej sytuacji uniknąć, lecz byłem zbyt chory i roztargniony. Mój kaszel tłumił ich miłosne harce, a one tłumiły mój kaszel. Tamten mężczyzna był młodym oficerem, nosił szpadę i bandolet, miał czernione wąsy i przyszłość. Nie mogłem jej za to winić. Tego samego wieczoru przeprowadziłem się do Roseliusa. Od tamtej pory nie widziałem żony.