Главная » 1793 читать онлайн | страница 115

Читать книгу 1793 онлайн

115 страница из 127

Mężczyzna wita Cardella machnięciem ręki. Jest równie barczysty co on, ale za to młodszy. Na jego odstającym brzuchu mocno opina się płaszcz. Widać, że w mężczyźnie toczy się dziwna walka między pierwotną siłą z jednej a nicnierobieniem z drugiej strony. Ma okrągłą jak piłka głowę i gruby, szeroki kark. Wygląda to tak, jakby ktoś mu go przymocował bezpośrednio do ramion. Jego usta są szerokie, wargi mięsiste i ma zeza rozbieżnego. Żuje tytoń i co jakiś czas strzela śliną na ziemię. Cardell odpowiada na jego pozdrowienie lekkim ukłonem.

– Nazywam się Mickel Cardell. Wybaczcie tak późną wizytę, ale szukam cieśli o nazwisku de Vries.

– Już go znaleźliście. To moje nazwisko i należy tylko do mnie. Siadajcie i poczęstujcie się prymką tytoniu.

Cardell pozostaje w pozycji stojącej, lecz częstuje się tytoniem z woreczka, który podsuwa mu de Vries. Podchodzi bliżej i dostrzega, że kiwająca się postać to młody chłopak o rozmiarach olbrzyma. W porównaniu z nim zarówno on, jak i de Vries wydają się karzełkami. Cardell widzi po twarzy chłopaka, że to człowiek niespełna rozumu. Ma obwisłe wargi, krowie, puste i tępe oczy, po brodzie ścieka mu strużka śliny. Szyję obwiązano mu skórzanym rzemieniem z kółkiem, którego drugi koniec przyczepiony jest do drewnianej poręczy.

Правообладателям