Читать книгу Kara to nie wszystko онлайн
27 страница из 63
Ewa zatrzymała się w jakiejś drogowej zatoczce. Nic. Nikogo. Zgasiła silnik. Wolałaby, żeby padało. Żeby jeśli nie śnieg z deszczem, to żeby chociaż lał deszcz… Wtedy na pewno nikt by nie zobaczył jej twarzy, której sama nie chciała oglądać.
Witek – co ciekawe: były sportowiec jak jej mąż – okazał się cudowny w łóżku. Wszystko, co dla Ewy z Andrzejem było obrzydliwe, z Witkiem stawało się romantyczne… Przy seksie otwierała oczy szeroko… szeroko! W innych sytuacjach zdrowiej byłoby je zaciskać. Była psychologiem, nie mogła sobie wmawiać, że nie zauważyła, że Witek może jest tak trochę fiutem. Choć czy potrzeba posiadania czyni z mężczyzny fiuta? Czy od razu należałoby go nazwać żigolakiem? Może to była jednak zła diagnoza, w końcu nie pożyczyła mu dotąd złamanego grosza. Może dała jakiś komputer, o którym Andrzej zapomniał, a który pozostał z tak zwanych dobrych czasów, ale nowego mu nie kupiła! Bo żywej, świeżej gotówy nie miała. Po drugie, to było takie romantyczne: kupować jako para telefony dla par… Zapłaciła kilka razy za kolacje i kino, ale tylko dlatego, że sama miała ochotę pójść, a nie zdobyłaby się, by iść do kina w pojedynkę. Jakaś wystawa w Zachęcie… Wszystko dyskretnie, wszystko z obawą, wszystko z radością. Z urazą i miłością. Och, dlaczego była taka biedna?! Dlaczego była zakochaną biedną kobietą! Wrzasnęła, a wrzask odbił się od blachy samochodu i jazgotliwie powrócił, wbijając się jej niby potłuczonym szkłem prosto w bębenki.