Читать книгу Kara to nie wszystko онлайн
41 страница из 63
Przyjął to. Choć pierwsze wizyty w fundacji były dla niego traumatyczne. Nie chciał, żeby aspirantka mierzyła się sama z tą skalą cierpienia. Ona jednak wydawała się sobie z tym radzić. Empatyzowała z ofiarami, a Tomek sam uznał, że jest bardziej od niego konkretna w radach i działaniach. Jednak i do niego zgłaszały się kobiety. A poza tym te kilka godzin, które mógł spędzić z aspirantką, stawały się dla niego cenne. Oczywiście próbował ją wyciągać na kawę, umówić się do kina, na kolację, ale zawsze go ignorowała. Dziwne, ale prawdziwą bliskość odczuwał w radiowozie. On sam nie miał zgody na prowadzenie auta policyjnego tego typu. Ona, pomimo że musiała nauczyć się topografii nowego dla niej miasta, dostała je nieomal od ręki. I kierowcą była świetnym. Nikt też tak prędko nie potrafił wywęszyć wolnego miejsca i miękko w nim zaparkować.
– Idziesz? – zapytała, wyłączając silnik i obracając się ku Tomkowi. – Śpisz, mój książę?
Skąd ten uśmiech? Jemu na myśl, że zaraz zagłębi się w ciemną bramę, przejdzie szklane drzwi i pojedzie na czwarte piętro, cierpła skóra. Za pierwszym razem w korytarzu pokrytym zabytkowym parkietem kłębił się tłumek „klientek” czekających na bezpłatne konsultacje z prawnikiem fundacji.