Читать книгу Kara to nie wszystko онлайн
48 страница из 63
Koniec. Wyszli z kina. Trzymali ręce w kieszeniach. Ona wiedziała, że Tomek mieszka niedaleko, Tomek nie wiedział nic. Był skłonny zaraz zadzwonić po Ubera. Ten półmrok go nakręcił. Szli i nie gadali, co mogło znaczyć wszystko albo nic.
Przyspieszyła w stronę przystanku.
– Do ciebie?
Popatrzyła na niego. Zrozumiał.
– To nie będziemy się dziś pierdolić?! – zdumiony i oburzony jednocześnie.
Pobiegła do nadjeżdżającego autobusu. Zielona spódnica spowolniła jej ruchy, ale Pola i tak zdążyła. Tomek zmiął w ustach przekleństwo, kiedy usłyszał zamykające się z sykiem drzwi.
Nadkomisarz Anna Wilk coraz częściej zostawała późnymi popołudniami w pracy, a popołudnia przeciągały się we wczesne wieczory. Sama zaczęła po wierzchu sprzątać swój gabinet, bo notorycznie przeganiała zaciągające z ukraińska sprzątaczki. Taka, kurwa, karma. Wychodziła czasem z jamy i patrzyła na opuszczone stanowiska pracy. Choć zło nigdy nie śpi, policjanci pracują na etatach. Jej nos przyzwyczaił się do stęchłego po całym dniu zapachu zapomnianych kanapek, gasiła notorycznie zapomniane światła, słuchała, jak pikają na komputerach wiadomości, których nie miał kto odebrać. Stała się duchem. I zrozumiała, że duchy się nudzą. Raz po raz zalewały ją fale niepokoju. Tęskniła, ale tak naprawdę już nie wiedziała za kim. Starała się tak bardzo zmęczyć, znużyć czymkolwiek, żeby po powrocie do domu po prostu jebnąć twarzą w zimną poduszkę. Och, Anno, skąd my to znamy? W komisariacie podskoczyła wykrywalność, aż sam urlopowany zdrowotnie komendant Bohdan Hwierut przysłał pocztówkę. Z Kołobrzegu, z pensjonatu Bałtyk. Stary pierdziel był nie do zdarcia, jego rak także. Mocowali się razem pod biczami wodnymi.