Читать книгу Zagraj mi na drogę онлайн
19 страница из 114
Rosťa Bor był inteligentnym facetem i dobrze się z nim pracowało. Nie chciał być traktowany ulgowo, mimo że wylądował na wózku inwalidzkim. Z cierpliwością, jakiej brakowało mu przed nieszczęśliwym wypadkiem (do którego zresztą nie doszłoby, gdyby przestrzegał przepisów i poczekał na wsparcie), wkładał teraz energię we wszystkie działki policyjnej roboty, w których mógł być użyteczny. Zajął się researchem, pilnował wyników z laboratorium, robił transkrypcję zeznań. Uspokoił się, przestał latać za młodymi stażystkami, a jego mocno nadwątlone małżeństwo z Sabiną złapało drugi oddech. To, co było między nią a Mariánem, dawno się skończyło. Przekonywał się, że jest szczęśliwa, i chciał w to wierzyć. Do chwili, gdy stanęła w drzwiach.
Pierwszą wspólną noc po rozłące przeleżeli po ciemku obok siebie. Sabina mówiła, Marián słuchał. Okazało się, że Rosťa wcale nie pogodził się z kalectwem tak łatwo, jak to wyglądało z boku. W pracy się pilnował, w domu dawał upust goryczy. Czasami w furii rzucał czym popadnie, kiedy indziej zamykał się we własnej skorupie. Ubiegłej jesieni przechodzili tak poważny kryzys, że wyprowadził się do brata. Wcześniej nawrzucał Sabinie, że ma potąd jej miłosierdzia. Że jeśli taka z niej Matka Teresa i koniecznie musi się kimś opiekować, niech sobie znajdzie innego kalekę, a on doskonale poradzi sobie sam. Faktycznie, radził sobie – całe trzy tygodnie. A teraz znów przeprowadził akcję „dramatyczne odejście”.