Читать книгу Zagraj mi na drogę онлайн
28 страница из 114
Mimowolnie spojrzała na swój prawy nadgarstek, wzdrygnęła się. Jej myśli znów powędrowały do wczorajszego wieczora. Urządzone z niezwykłym smakiem mieszkanie na poddaszu, Ravel, Koncert fortepianowy D-dur na lewą rękę (unikalne nagranie występu Paula Wittgensteina z Wiedeńską Orkiestrą Symfoniczną), jego oczy nad kieliszkiem szampana. Czy wzniósł jakiś toast? Nie mogła sobie przypomnieć. Pamiętała za to dokładnie palce, którymi rozluźniał węzeł krawata, i uśmiech, z którym zaczął przywłaszczać sobie jej ciało. Pamiętała też buzujące w niej emocje. Pełne niepewności oczekiwanie, potem strach i okrutne, przenikające do szpiku kości zimno. Kiedy zbiegała po schodach, była pewna, że właśnie rozgrywają się najgorsze chwile w jej życiu. Które mogą nigdy się nie skończyć.
– Zadzwonię jutro, mamusiu – pożegnała się. – Miłego dnia. Uważaj na siebie, pa!
Rozłączyła się i łyknęła kawy. W swojej warszawskiej kuchni matka prawdopodobnie zrobiła to samo. Zaraz pewnie zadzwoni do sąsiadki i powie, że Ula nie gra jutro, tylko dopiero za dziewięć dni, i żeby nie wyjść na gapę, zwali to na zmianę repertuaru. Znała na pamięć kłamstwa i manewry matki, które często wiązały się z jednym: miała niezwykle silny instynkt samozachowawczy. Urszula go odziedziczyła. Wyzwalał w niej silne mechanizmy obronne, nie potrafiła go tłumić. Także wczoraj. Żmija…