Читать книгу Zagraj mi na drogę онлайн
39 страница из 114
– Bardzo proszę za mną – polecił. Wcześniej przedstawił się i wylegitymował wszystkim zebranym w niewielkim filharmonijnym barze, zwanym „klubem”. Podkomisarz Diviš Mrštík. Chłopak o nienagannych manierach. Teraz zwrócił się do młodszego technicznego: – Panie… – wyłowił z pamięci jego nazwisko – …Kupka, bardzo proszę nigdzie nie odchodzić – powiedział uprzejmie. – Z panem też chciałbym za chwilę porozmawiać.
Próbuje udowodnić, że gliniarz nie musi być chamem, pomyślał Erik, a podkomisarz, jakby miał dar czytania w myślach, zerknął na niego i dodał:
– Z panem także, panie Pilát. Mogę prosić o pozostanie na miejscu?
– Jasne. – Erik odruchowo się uśmiechnął, ale kiedy kątem oka zobaczył w lustrze za barem swoją bladą twarz i zwieszone ramiona, stwierdził, że uśmiech wyszedł raczej upiornie.
– Nigdzie się nie wybieramy – zapewnił Kupka. – Czekamy.
Jak dotąd nie odwołano prób ani wieczornego koncertu. Spodziewali się, że to nastąpi (brak jakiejkolwiek żałoby mógł zostać źle odebrany i narazić dyrekcję na krytykę), jednak oficjalna decyzja jeszcze nie zapadła. Muzycy, w przygnębiającej atmosferze zawieszenia, siedzieli w klubie i w garderobach, palili przy tylnym wejściu, szeptali sobie na ucho sprawdzone fakty i zupełne wymysły, a w międzyczasie bez przerwy przejeżdżali palcami po wyświetlaczach swoich telefonów, jakby w nadziei, że z internetu dowiedzą się więcej niż z epicentrum wydarzeń, w którym tkwili.