Читать книгу Zagraj mi na drogę онлайн
87 страница из 114
– Na pana miejscu, drogi kolego, nie dawałbym głowy. – Ordynator usiadł na rogu biurka i włożył ręce do kieszeni, jego głos lekko złagodniał: – Jak dobrze zna pan swojego brata?
– Jesteśmy ze sobą blisko. Gdyby bawił się w narkotyki, nie ukrywałby tego przede mną.
– Nie uwierzyłby pan, w co ludzie potrafią się bawić. I co ukrywać przed najbliższymi. Z pana jeszcze młodziak, mnie już nic nie zaskoczy. – Uśmiechnął się, zaskakująco serdecznie. Teraz, kiedy stary lekarz trochę spuścił z tonu, Karel dojrzał w jego oczach błysk empatii, może wręcz współczucia. – Wcale nietrudno zdobyć to, co nazwałem przed chwilą mieszanką wybuchową. Czy powinniśmy rozważać możliwość, że pański brat zgotował ją sobie, żeby pożegnać się ze światem? Czy według pana ma to sens?
– Nie, skoro zaraz potem poprosił kolegę o podwózkę do szpitala.
– Bywa i tak. Spanikował w ostatniej chwili i zawinął ogon pod siebie – stwierdził ordynator. – Co nie oznacza, że nie spróbuje drugi raz.
Drugi… raczej trzeci… który właściwie? Karel poczuł mrowienie w karku. Nie wiedział przecież na pewno, czy próba powieszenia się na belce stropowej w mieszkaniu Olgi była pierwszą taką próbą w życiu Simona. Była nieudana, brat nie doszacował parametrów technicznych (belka nie utrzymała Simona i się oberwała) ani czasu (Olga wróciła do domu wcześniej, niż zakładał). Uruchomiła całą lawinę błędów i kłamstw. Kiedy Karel później, już na chłodno analizował tę sytuację, dostrzegł te błędy i wyrzucał je sobie. Mógł myśleć, działać. Nie powinien brać za dobrą monetę czułych przeprosin i pełnych skruchy umizgów, którymi Olga raczyła brata, niepotrzebnie wierzył Simonowi, że pokonał kryzys, niepotrzebnie ufał im obojgu. Nabrali go. Powinien był porozmawiać z Lídą i zmusić Simona do zamieszkania z nimi, chociaż na jakiś czas. Fakt, musieliby znosić codzienne, wielogodzinne pitolenie na klarnecie i uzbroić się w cierpliwość w kilku innych kwestiach, ale mieliby nad nim choć namiastkę kontroli. Tyle że tego właśnie Simon chciał za wszelką cenę uniknąć.