Читать книгу Zagraj mi na drogę онлайн
91 страница из 114
– Zachowałem się jak zwykły prymityw. Jak obrzydliwy, zazdrosny idiota – posypywał głowę popiołem. – I wiesz, co zrobiła Olga? Wybaczyła mi! Jezu, jaka ona jest cudowna! – Simon był zaślepiony, bezkrytyczny. A ona bezczelnie to wykorzystywała.
Simon był jedynym pacjentem na sali. Maska tlenowa na twarzy, w żyle wenflon. Leżał, wpatrując się w sufit, i nie odwrócił głowy, nawet kiedy Karel wszedł do środka. Zrobił to dopiero, czując dłoń brata na ramieniu. Uniósł maskę.
– Gdzieś ty się podziewał? – wymamrotał. Miał popękane wargi i wylew w lewym oku. Intensywne wymioty spowodowały przerwanie naczyń krwionośnych spojówki.
– A ty? – odpowiedział pytaniem na pytanie Karel. – Zaczynaliśmy się martwić. – Nachylił się i pocałował brata w policzek. Odgarnął mu włosy z czoła. – Jak się czujesz?
– Wiem… pewnie myślisz, że… Ale to nie tak…
– Nie jak? – Karel usiadł na brzegu łóżka i wziął brata za rękę. Miał duże, silne dłonie z długimi palcami klarnecisty. W średniej muzycznej cierpiał na dystonię ogniskową. Nie mógł się oderwać od klarnetu. Ćwiczył do upadłego, zaniedbywał odpoczynek, nie był w stanie odprężyć ust ani dłoni. Karel, wówczas jeszcze student medycyny, zaprowadził go do jednego ze swoich profesorów, specjalisty od tego typu skurczy u muzyków. Ten nauczył Simona, jak sobie z nimi radzić.