Читать книгу Afekt онлайн
107 страница из 145
Tym trudniej było Kordianowi zrobić to, po co tutaj przyszedł.
– Nie zajmiemy ci dużo czasu – powiedział. – I jeśli chcesz, możemy pogadać w cztery oczy.
Aśka zerknęła na Zawadę, a ta uśmiechnęła się uspokajająco i pokiwała głową.
– Nie trzeba.
– W takim razie od razu przejdę do rzeczy – odparł Oryński i pochylił się w fotelu. – Domyślam się, że Artur Żelazny solennie zapewnił cię o tym, że sprawa jest do wygrania, prawda?
– To między mną a nim.
– Niezupełnie. I nie wiesz, z kim masz do czynienia.
– Ale ty tak? – spytała z powątpiewaniem.
– Pracowałem dla niego o kilka lat za długo. I w tym czasie nieraz przekonałem się, że gość nie ma ani trochę empatii, wszystkich innych traktuje jak pionki, a…
– Ale to ja do niego przyszłam, Kordian.
Oryński spojrzał na rozmówczynię z powątpiewaniem. Gdyby nie zauważył samochodu z kancelarii prezydenta przed blokiem, w tym momencie musiałby się nagimnastykować, by cokolwiek ugrać.
Teraz jednak nie było już takiej konieczności.
– A kto ci go polecił? – spytał.