Читать книгу Afekt онлайн
68 страница из 145
– Jasne, ale akurat w moim wypadku…
Urwał, dostrzegając, że przy ich stoliku ni stąd, ni zowąd pojawił się jakiś mężczyzna w garniturze. Trzymał ręce za plecami i patrzył to na Joannę, to na Oryńskiego, przywodząc na myśl szefa kuchni, który przyszedł, by zapytać, jak goście oceniają przyrządzone przez niego posiłki.
– Jakiś problem? – odezwała się Chyłka. – Jeśli chodzi o mięcho, jest w porządku. Jeśli chcecie w końcu nazwać moim imieniem któreś z dań, też nie mam nic przeciwko.
Mężczyzna lekko się uśmiechnął.
– Andrzej Alcer – oznajmił. – Kancelaria Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.
Joanna natychmiast się spięła, a Oryński odłożył sztućce.
– Domyślam się, że raczej się mnie państwo nie spodziewali.
– A powinniśmy? – odezwał się Kordian.
– W pewnym sensie tak. Ale może pozwolę to wyjaśnić samej pani prezydent.
Dwoje prawników spojrzało po sobie, jakby właśnie nastąpił jakiś kataklizm.
– Mają państwo zaproszenie do Belwederu.
– Że co? – wypaliła Joanna.
– I obawiam się, że wygaśnie w momencie, kiedy opuszczę to miejsce – dodał Alcer. – Jeśli więc chcą z niego państwo skorzystać, proponuję iść za mną.