Читать книгу Balsamistka онлайн
46 страница из 73
– Co ty, kurwa, ściemniasz!? – Jakiś podchmielony żul w wieku nieokreślonym szarpnął go za rękę, gdy na swoją obronę wyjaśniał, że on nic nie zrobił, że one szły za nim od ulicy Święty Marcin, a przyśpieszyły przy Okrąglaku.
– Uhum, znamy takich, teraz się gapisz, a za chwilę zgwałcisz i zabijesz – rzuciła zdenerwowana matka dwójki dzieci, z których jedno lizało lody, a z jego nosa spływał gil.
Wiktor dostrzegł z przestrachem, że wokół niego zbiera się gromadka gapiów gotowych mu przyłożyć, a w najlepszym wypadku obrzucić inwektywami. Ktoś krzyczał: „Wariat! Gwałciciel! Pedał! Pedofil! Wezwać policję!”. Ktoś go popchnął, ktoś splunął. Robiło się niebezpiecznie.
– Przepraszam! – Wiktor podniósł ręce do góry. – Nie chciałem nikogo urazić.
– Uważaj – syknął jakiś mężczyzna. – Następnym razem ci przyłożę.
Po powrocie do domu Wiktor wyjął z barku whisky, która stała tam od lat, i nalał sobie do kieliszka. Wypił jednym haustem.
Niejedna noc była nieprzespana. W jego głowie wciąż huczały słowa, które usłyszał, kiedy go zwalniali.