Читать книгу Balsamistka онлайн
54 страница из 73
– Stary, to cholernie ciężka sprawa – odezwał się Jakub i aż podskoczył na dźwięk telefonu. – Poczekaj, dzwonią z biura.
Odszedł na chwilę, mówił przyciszonym głosem, właściwie więcej słuchał niż mówił, więc Wiktor, nawet gdyby bardzo się starał, i tak niczego by nie usłyszał.
– Muszę cię przeprosić. – Jakub rozłożył ręce. – Za chwilę mam być w komisariacie.
Wiktor wstał i spojrzał pytająco na kolegę.
– Znów morderstwo. Cholera. Muszę iść. Sporo ludzi jest na urlopach. Poproszono mnie o pomoc.
– Morderstwo? Podobne do tamtych?
– Nie wiem. Zresztą i tak nie mógłbym ci powiedzieć. Nie gniewaj się.
– Nie gniewam. – Wiktor poczuł się jednak lekko dotknięty. – Rozumiem. To innym razem.
– Trzymaj się. – Jakub spojrzał przepraszająco i poklepał kolegę po ramieniu.
Wiktor patrzył za odchodzącym pośpiesznie kolegą sprzed lat. Był zaaferowany, niespokojny. Myślał o tym, że bardzo chciałby wrócić do gry. I o tym, że każdy ma swoje przeczucia, każdy inne. „Ale twoje najczęściej się sprawdzają”, mawiała Anna, kiedy jeszcze chodziła, a jej mózg nie rozpoczął procesu umierania. Miała rację. Ożenił się z kobietą mądrą, idealną partnerką policjanta do zadań specjalnych. „Intuicja”, „policyjny nos” – to jej słowa, które spychał w najdalszy kąt przez ostatnich dziesięć lat, sadząc i pielęgnując kwiaty.