Читать книгу Sąd Ostateczny онлайн
12 страница из 55
Potrząsnął głową, chcąc odpędzić myśli, które w ostatnich dniach pojawiały się coraz częściej.
– Philippe!
Karny dziesiętnik podbiegł gorliwym truchtem, przytrzymując pochwę miecza.
– Powiedz ludziom, żeby się tu zakwaterowali. Niech poszukają czegoś do jedzenia.
– I do picia – podpowiedział de Mornay.
– Tam macie studnię. – Uśmiechając się ironicznie, dowódca wskazał na kąt dziedzińca. – Tylko sprawdźcie, czy nie wrzucili jakiegoś truchła.
– Woda? – De Mornay skrzywił się komicznie i splunął.
Dowódca oddziału spojrzał na niego i po chwili przeniósł wzrok na przesłonięte dymem niebo oraz na wyniosłą wieżę kolegiaty:
– Chodźmy się pomodlić – zaproponował z ledwie wyczuwalną kpiną w głosie. – Może Najświętsza Panna ześle nam chleb i wino?
– I jakieś dziewczyny – dodał na stronie de Mornay.
W głównej nawie rozbrzmiewały echa kroków, śmiechu i rozmów zgromadzonych żołdaków. Było ich tylu, że na granitowej posadzce z kwadratowych żyłkowanych płyt zaczynało brakować miejsca. Tymczasem wciąż napływali kolejni żołnierze, spoceni, niemyci od tygodni, podnieceni walką i grabieżą. Wielu już pijanych, skłonnych do kłótni i zaczepek. Dowódca oddziału i de Mornay przepchnęli się bliżej prezbiterium, gdzie pod balustradą leżał trup w zakonnym habicie. Nikt się nie pofatygował, by przykryć zmiażdżoną twarz choćby kapturem.