Читать книгу Sąd Ostateczny онлайн
24 страница из 55
– Philippe! Zabierz te dzieci. Daj im jeść. Niech się prześpią.
– Pojedziemy z tobą, panie? – spytała z nadzieją dziewczynka i dodała gdzieś w przestrzeń: – Nie ma rodziców. Potopili się… Nic nie ma…
– Potopili się… – powtórzył machinalnie i pokiwał głową. – Ach tak – dodał tylko po to, żeby coś odpowiedzieć.
Najgorsze było to, że go nie obwiniała. Może się bała? Zaczynał żałować, że ich ocalił. Po co mu te dzieci? Przecież nie będzie ich włóczył z oddziałem. Gdyby wrócił do domu, do pracowni, ich piękne dziecięce ciała mogłyby posłużyć za modele. Miałby dziesiątki wspaniałych węglowych szkiców. Może do pogodnej i ekscytującej bachicznej sceny w lesie, z nimfami i satyrami? Nimfy o chłopięcych pośladkach Marii i chłopiec, może leśny stworek, o kręconych złotych włosach wijących się pomiędzy małymi różkami i wielkich zdziwionych oczach Daniela Osądzonego przez Boga. Najlepiej byłoby zabić te dzieci mieczem. Miałyby szybką, dobrą śmierć. Myśl o zabijaniu wydała mu się mniej grzeszna od pomysłu szkicowania obcujących nimf i leśnych stworów o dziecięcych ciałach.