Главная » Sąd Ostateczny читать онлайн | страница 31

Читать книгу Sąd Ostateczny онлайн

31 страница из 55

Ian uwielbiał rysować i miał do tego talent, odziedziczony zapewne po ojcu architekcie. Lekcje religii skończyły się jednak po dwóch latach, a wraz z nimi wygasła religijność Iana. Nigdy nie przyjął komunii i od tej pory, jeśli wchodził do świątyni jakiegokolwiek wyznania w jakimkolwiek miejscu na świecie, czynił to nie z pobudek religijnych. Przez pewien czas, jako zbuntowany nastolatek, był nawet wojującym ateistą. Sprowadzało się to do bardziej buńczucznych niż obrazoburczych deklaracji w gronie rówieśników i minęło równie szybko jak trądzikowe wypryski na policzkach. Ten młodzieńczy kryzys, czy może lepiej: możliwość wyboru zaowocowała wzmożonym i nieustającym zainteresowaniem historią doktryn religijnych i teoretycznymi, a także filozoficznymi aspektami wiedzy teologicznej. Gdy wydoroślał, przeczytał wszystko to, co ateista interesujący się historią doktryny i teodyceą winien znać. Choć nikomu jeszcze się z tego nie zwierzył, mniemał, że poziom jego erudycji przewyższa wiedzę „zawodowych” teologów i religioznawców, i to napawało go dumą. Zdarzało mu się w małostkowy i dość bezlitosny sposób wykorzystywać tę przewagę w niepotrzebnych dyskusjach z funkcjonariuszami Kościoła, z łatwością bowiem przychodziło mu, niczym szermierzowi bawiącemu się z gorzej wyszkolonym adwersarzem, punktować przeciwników, celnie uderzając w słabe punkty. Bawiło go konfundowanie spotykanych na rautach kościelnych dostojników i nawiedzających domy księży domokrążców. Nie zamykał się przed nimi, przeciwnie – serdecznie ich namawiał, by byli jego gośćmi i wypili z nim filiżankę herbaty czy szklaneczkę whisky. A gdy tylko uśpił ich obawy, rozprawiał się z doktrynerstwem w kilku zręcznych złożeniach. Wychodzili z tych dyskusji intelektualnie poturbowani, przeklinając pod nosem pomysł wstępowania w ateistyczne progi. Po trzydziestce dał temu spokój, uznając te swoje popisy za niepotrzebne. Zarazem jednak te wyczyny, choć powodowane fanfaronadą, przyniosły wymierne korzyści: były świetną okazją do szlifowania warsztatu. Ian zastanawiał się nawet, czy z takich dyskusji, a ściślej z refleksji nad nimi, nie dałoby się ułożyć metody na wzór tej Sanforda Meisnera, przez którą przeprowadzono go w czasach studiów aktorskich. Teologiczne pojedynki dawały przecież świetną okazję do koncentrowania się na sobie wyłącznie w celu wypracowania przewagi. Osadzały umysł w rzeczywistości i pozwalały precyzyjnie skupić działanie na przeciwniku. Przez pewien czas roił sobie, że po skodyfikowaniu własnej metody będzie mógł wypuścić w świat uczniów równie sławnych jak adepci Meisnera – kogoś kalibru Gregory’ego Pecka, Roberta Duvalla czy Diane Keaton.

Правообладателям