Читать книгу Brud онлайн
59 страница из 103
Patrzył za nią przez chwilę. Przestało padać i wokół panowała cisza. Kilka kaczek przepłynęło obok barki sąsiada. Layla przyglądała się im z pokładu. W powietrzu unosił się zapach wilgoci i świeżo skoszonej trawy. W barakach WTW było pusto. Światła wygaszono. Zybert usiadł na ławce, nagle jego uwagę przykuł podłużny kształt płynący szybko w głąb portu. Dopiero po chwili, gdy był już na wysokości jego koszarki, rozpoznał bobra. Z pyska Layli wyrwało się gardłowe warknięcie, zwierzak zanurkował, rozpryskując ogonem wodę.
Od strony trasy dźwięki ruchu ulicznego były coraz cichsze. Codzienny korek powoli zanikał. Zybert przeciągnął się i ziewnął. Wstał i odwrócił się w stronę nabrzeża. Niespiesznie zapadał zmrok, a port stopniowo zasypiał. Myśl o teczce Skonecznego nie dawała mu spokoju. Sięgnął po nią i zaczął uważnie przeglądać pożółkłe strony. Czuł, że ta noc szybko zmieni się w dzień.
ssss1
Czarny opel czekał na Olę w zatoczce przy przejściu pod Wisłostradą. Niski, dobrze zbudowany taksówkarz z odstającymi uszami otworzył jej drzwi.