Читать книгу Brud онлайн
67 страница из 103
– Drogi Stefanie, bardzo ci dziękuję za uroczy wieczór, ale niestety muszę już iść…
– No co ty, Ola! Liczyłem na deser! – Graczkiewicz wszedł jej w słowo.
– Nie zmieszczę, a tak w ogóle, która to godzina? – zapytała, ostentacyjnie pokazując pusty nadgarstek.
Stefan podniósł swoją wielką dłoń i odsunął rękaw marynarki.
– Dochodzi dwudziesta druga – powiedział.
– O, cholera! – Ola podniosła nienaturalnie głos, symulując zaskoczenie.
– Co się stało?
– Od dwudziestu minut powinnam być na dworcu. Kuzynka z Gdyni przyjeżdża do mnie na kilka dni – powiedziała i wyciągnęła z torebki smartfona. Kliknęła ikonę Ubera, samochód miał podjechać w ciągu kilku minut. – Dziękuję bardzo za przemiły wieczór i propozycję, chętnie ją przyjmę. Muszę już iść! Pa! – powiedziała i wyszła z VIP-roomu.
Zirytowany Stefan mruknął coś bełkotliwie. To nic, przyjdzie i na nią pora. Uśmiechnął się na tę myśl i jego błądzące palce w końcu natrafiły na to, czego szukał. Nacisnął przycisk przywołujący kelnera. Ten pojawił się niemal natychmiast.