Читать книгу Brud онлайн
71 страница из 103
Brakowało wspólnego mianownika. Irytowało go to i jednocześnie pociągało. Położył się na kanapie tak, by dobrze widzieć ścianę z materiałami. Ścienny zegar wskazywał, że minęła czwarta nad ranem. Świt zaczynał powoli wypełniać port i wnętrze barki. Spojrzał jeszcze przez moment na układankę, która zajęła mu sporą część nocy, po czym powlókł się do sypialni. Położył telefon na podłodze obok łóżka i rzucił się w ubraniu na pościel. Zasnął natychmiast. Layla leżąca dotąd na swoim posłaniu podniosła się i powlokła do miski. Zjadła trochę suchej karmy, po czym weszła na schody i łapą nacisnęła klamkę. Powoli wlazła na górę, ostrożnie stawiając łapę za łapą na mokrym od rosy pokładzie. Obeszła barkę wokół i zatrzymała się przy furtce. Uniosła nos, węsząc przez chwilę, po czym wróciła pod pokład i z powrotem zaległa na swojej wielkiej poduszce.
Obudził go dźwięk telefonu. Wydawało mu się, że to sen. Otworzył oczy. Miał zakwasy, mocno zaciśnięte oczy, głowa bolała go tak mocno, że myślał, że zaraz wprost pęknie mu nad brwiami. Nie wiedział, czy to od braku snu, czy nadmiaru wina. Pewnie i jedno, i drugie, pomyślał. Było już jasno, zegar na ekranie smartfona wskazywał kwadrans po dziesiątej.