Читать книгу Pogrzebani онлайн
43 страница из 92
Powinien je wyrzucić. Kupić nowe.
Ale rozbite lustro to nieszczęście. Poza tym wciąż było użyteczne. Wciąż widział w nim swoje odbicie. Nawet kilkudniowy zarost, ciemny i brudny. I krew na policzku. Pewnie się czymś zadrapał.
Mrugnął i poczuł, że trochę boli go głowa. No i był odwodniony.
Poszedł do kuchni.
O tej porze w salonie zwykle ryczał telewizor.
Westchnął. Włączył elektryczny czajnik, zebrał zabłocone ubranie i wrzucił je do pralki. Potem przez dziesięć minut stał pod gorącym prysznicem, mimo że piekły go skóra i mięśnie. Jako nastolatek brał długie kąpiele. Dawało mu to trochę przestrzeni tam, gdzie jej nie miał.
Zastanawiał się, jak potoczy się śledztwo.
Tamto miejsce przygnębiło go i zafascynowało. Mieli cztery dni, żeby to rozgryźć – inspektor nie należał do tych, którzy lubią marnować pieniądze – lecz sytuacja na pewno się pogorszy, prawda? W miarę jak stare złe wiadomości będą ustępowały nowym, w miarę jak będzie przybywało kolejnych koszmarów, tu i w okolicy, ludzie powoli zobojętnieją. Rano spodziewał się pierwszych zeznań wszystkich właścicieli koni; zwierzchnikom podobała się koncepcja z oszustwem ubezpieczeniowym, ale nawet jeśli miałoby się okazać, że to ślepy zaułek, odpowiedzi na pytania, które zadadzą, mogą okazać się przydatne. Kimkolwiek byli sprawcy, na pewno znali się na koniach: wiedzieli, gdzie je trzymano, jak się z nimi obchodzić i jak je zabić.