Читать книгу Pogrzebani онлайн
45 страница из 92
Mijał to zdjęcie setki razy i nigdy się tak nie czuł. Nie miał pojęcia, co w niego wstąpiło.
Woda zabulgotała.
Zostawił czajnik i zajął się kubłem na śmieci. Musiał go opróżnić. Dlaczego nie zrobił tego wcześniej?
Chwycił czarny, plastikowy worek, zacisnął pięść i chcąc się czymś zająć, jak burza wypadł z domu.
Znowu pomyślał o swoim dniu, o farmerze i pustelniku. Pustelnik. Przywołał uśmiech na jego twarz. To dobrze. Starzec wydawał się taki smutny.
* * *
Ubywało księżyca. Na dworze było coraz gorzej. Podniósł wilgotne wieko pojemnika na kółkach, wepchnął do środka worek i pociągnął pojemnik przez ogród, przez mokrą, nieskoszoną trawę, która wciskała się do butów.
Wzmógł się wiatr i zadrżały liście drzew. Płot lekko się zachwiał. Alec otworzył bramę i pociągnął pojemnik alejką. Ilmarsh to miasto alejek. Nawet ulice, nawet przelotówki – wszystkie były tak wąskie i ciasne. Przedmieścia oferowały więcej przestrzeni, zgoda, ale tutaj, na południe od centrum, na skraju łąk, wciąż to czuł. Tę do mdłości przesłodzoną pustkę.