Читать книгу Pogrzebani онлайн
48 страница из 92
Prawie nic nie było widać. Miasto leżało daleko i nie dochodziło tu światło latarni.
Gdyby ktoś stanął tej nocy na polu, nikogo by nie zobaczył, nawet człowieka stojącego tuż obok.
Albo krok przed nim.
Nie zobaczyłby szarej maski gazowej z kapturem.
Gumowych rękawic.
A przecież pięknie jest być widzianym.
Martwe od mileniów gwiazdy dochowały wiary.
Wyszli w noc.
Rozdział 7
Na wszystkich ścianach wisiały jelenie głowy.
– Myślisz… – Alec lekko się zawahał. – Myślisz, że ludzie mnie lubią?
George patrzył na niego przez chwilę. Nagle jego zmęczoną twarz pokryły dziesiątki zmarszczek, a spierzchnięte usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
– Czy ludzie cię lubią? Jezu… – Pokręcił głową i upił łyk piwa. – Skąd to pytanie?
Przy automacie siedział dwudziestokilkulatek w bejsbolówce. Pociągał nosem i drapał się w szyję. Mężczyzna w średnim wieku rozmawiał przez telefon z żoną. Odmówiono mu zasiłku inwalidzkiego. Ale wszystko będzie dobrze. Coś wymyślą. Znajdą jakiś sposób. W kącie, kilka stolików dalej, pięciu łysielców ryczało ze śmiechu z jakiegoś dowcipu o Argentynie. Pod ceglaną ścianą siedział rząd staruszków i staruszek. Wyglądali jak figury woskowe. Zważywszy na pogodę, w pubie było zaskakująco dużo gości.