Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
104 страница из 123
– Towarzysz Perłowy nie był dżokejem…
Sprawdzić, jak wysoko stał jego nieoczekiwany patron, a raczej ten, kto wyznaczył go do zadania nabierania łopatką gówna, można było teraz tylko w jeden sposób.
Zajcew wstał.
Koptielcew spojrzał na niego z niepokojem.
– …tylko woźnicą – ponownie poprawił szefa Zajcew.
Sposób był ryzykowny. Zajcew przypomniał sobie trójkę na dworcu. Ale tak było lepiej. Skończyć to od razu, zamiast trząść się i drżeć każdego dnia:
– Był jeźdźcem w czasie wolnym od służby. A służył jako instruktor na Wyższych Kursach Kawaleryjskich. Coś mi mówi, że kawaleria ma lepsze rozeznanie we właściwościach fosgenu niż klonidyny. A ty sobie dzwoń. Jeśli chcesz.
I odwrócił się do Koptielcewa plecami.
Zdążył jeszcze zauważyć, jak biała dłoń rzuciła się w kierunku telefonu i zamarła rozpostarta jak rozgwiazda w pół drogi.
* * *
Kiedy otworzył drzwi, w mieszkaniu było już ciemno. Jak zawsze. Zajcew zajrzał do kuchni. Noc była jasna, rozwieszone na sznurkach pranie sprawiało, że wydawała się jeszcze jaśniejsza. Zajcew na wszelki wypadek pstryknął światło, ale zaraz zgasił żółtą lampkę. W kuchni nie było śladu po staroobrzędowych sekciarkach. Ani „kucharki”, ani „niańki”.