Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
22 страница из 123
A jeszcze wcześniej – wieszano tu ludzi. Przestępców politycznych.
Kraczkin czekał przed wejściem. Machnął ręką. Zajcew podszedł. W kilka chwil przeszukał swoją pamięć, tak jak jednym ruchem przekartkowuje się książkę: fr-r-r-r. Ale nie przypomniał sobie nikogo o ksywce Pierniczek. Ani złodzieja, ani meliniarza, ani bandyty, ani młodocianego, ani morfinisty, ani pasera, ani drobnego żulika. Ani nawet szachraja bukmachera. Na hipodromie się grało – i o duże stawki, i o małe, a nawet o mikroskopijne, gdy dwóch dzieliło między siebie jednorublowy zakład. Obstawiano oficjalnie – w kasach. I nieoficjalnie – u kręcących się wokoło szachrajów. Tej ferajny Zajcew nie znał. Owszem, kantowało się tutaj, ale nikt nie mordował i dlatego druga brygada nie miała do czynienia z tutejszą publicznością.
– A nas po co wezwali?
– Chociaż „dzień dobry” byś powiedział.
– Dzień dobry, Kraczkin.
– Domyśl się – wymamrotał Kraczkin, puszczając go przodem. I z goryczą pokręcił głową.
Wśród pustych trybun wiatr rozpętał papierową zamieć. Zmięte, porwane pokwitowania zakładów walały się dookoła. Zajcew trącił nogą papierowy szron.