Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
53 страница из 123
Przy każdym dochodzeniu pierwsza i druga doba decydowały o tym, czy w śledztwie nastąpi przełom, czy utknie w martwym punkcie.
Nie miał tych kilku zbędnych godzin.
Kobiecina stała nieporuszona. Wielka i ponura. Zajcew zgadywał, co mogła mieć w portfelu. Rubelki, kartki, może też jakieś tanie lusterko. Przecież każdy leningradczyk wie, że są kieszonkowcy! Trzeba trzymać portfel przy sobie, obywatelko kochana. Odwrócił się. „Jurka Smiekałow ma rację – zapewniał sam siebie. – Drobnicy nie wyłowisz, zaraz nalezie nowa”.
Miasto żyło swoim życiem, jak las albo rzeka. Przez zakurzone, pełne zacieków okno Zajcew widział, jak doliniarz wyskakuje, nie czekając na przystanek. Okradziona kobieta wciąż patrzyła przed siebie zmęczonym wzrokiem. Tramwaj przebił się przez stęchły zapach Kanału Obwodnego. Kamienice stały wciąż gęsto poprzylepiane do siebie, po miejsku. Ale zieleń za oknami migała coraz częściej. W tramwaju zrobiło się jaśniej. Zajcew uznał, że pora się wygramolić. Ruszył do wyjścia. Nagle zmienił kierunek, zaczął chwytać się za pętle, za poręcze i ramionami odpychać pasażerów.