Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
58 страница из 123
Zajcew wydął wargi, pokiwał głową, wyrażając szacunek dla sprawy.
– A co do tego zbioru informacji… to czy mógłbym się z nim zapoznać?
– A wam to na co? – zdziwił się prostodusznie profesor.
Zajcew w pełni go rozumiał. Sam nie wiedział, czego szuka, co chciałby znaleźć. Wzruszył ramionami:
– Taka praca. Trzeba się interesować.
– Jezus Maria, jeśli to w czymś wam pomoże… Na miłość boską, młody człowieku, na miłość boską. – Wychylił się na korytarz. Kogoś zatrzymał, zamienili kilka słów. „Towarzysz z milicji się interesuje” i „Kolcow przeprowadził sekcję?” dobiegło uszu Zajcewa. Profesor odwrócił się w stronę gabinetu: – Bardzo proszę, zaprowadzą was.
Znowu jasne biurowe korytarze. Słoneczny kurz, odgłosy kroków i zapach kitu.
Zajcew był w kostnicy niezliczoną ilość razy. I dopóki podążał przez korytarze i schody za szarawym fartuchem, wyobrażał sobie żelazny stół na kółkach, ogromne płaskie ciało z czterema twardymi kopytami na cienkich, suchych nóżkach. Ale się pomylił. Towarzysz Kolcow za swoim biurkiem też bardziej przypominał urzędnika.