Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
61 страница из 123
Zrobił pauzę. I tym razem trafił: milicjant inteligent trafił do Kolcowa skuteczniej niż milicjant naiwniak czy milicjant kumpel.
– Proszę usiąść. No czemu stoicie – zreflektował się Kolcow i wskazał ręką miejsce. – Co was interesuje?
– Prowadziliście pomiary. Sekcję…
Kolcow wciąż milczał. Czekał na pytanie. „A jednak. Stary wyga” – pomyślał Zajcew, wpatrując się w żółtawe rysie oczy. Bał się, że tutejszy Iwan Susanin wyprowadzi go daleko na bagna hipologii, więc uprzedził jego ruch.
– Zagadnienia selekcji i rasy mnie w tym wypadku nie interesują.
– Co więc interesuje wydział śledczy?
Milczenie. Baki mieniły się w słońcu wpadającym tu przez wysokie, staromodne okno bez firanek. „Kot” – pomyślał Zajcew. Kot, który ze świętą cierpliwością wyczekuje myszy. Wygląda, jakby śnił na jawie. Prawie jak Budda. Aż tu nagle: błyskawiczne uderzenie łapą. Tak, przy takim nie ma sensu się skradać czy kluczyć. On może tak siedzieć godzinami. Z takim lepiej wprost.
– Chciałbym przejrzeć raport z sekcji. Przecież tworzycie takie raporty?