Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
67 страница из 123
Mogą się tak zwodzić godzinami – raz w tę, a raz we w tę. Taki umie wyprowadzić w pole. Jeśli tylko zechce. Zajcew spojrzał mu prosto w oczy.
– To wy mi powiedzcie, gdzie tu jest miejsce na zarzuty karne.
Kolcow wzruszył ramionami.
– Nie jestem prawnikiem. Zajmuję się weterynarią.
Co za dziwne połączenie: pancerny i śliski. Zajcew patrzył na niego uważnie. „Ech, Sejfie, wciąż tu stoisz i ze mną rozmawiasz. Próbujesz się dowiedzieć – ale czego? Próbujesz powiedzieć – tylko co?”
– No dobrze, mamy tu do czynienia z uszkodzeniem mienia socjalistycznego.
– W sensie konia?
– Pierniczek był własnością kołchozu zajmującego się hodowlą koni.
Za zasłoną dymną skinienie głowy, mówiące: niech będzie.
– Towarzyszu Kolcow, ja to rozumiem tak. Konie wyścigowe są czymś na kształt sportsmenów i rozpłodników równocześnie, czyż nie? Wyżej, dalej, mocniej. W zdrowym ciele zdrowy duch. Fenomenalna forma. Palenie nie wchodzi w grę. Podobnie jak inne szkodliwe nałogi.
– Co do palenia, to zgoda. Nie ma z niego żadnego pożytku dla zdrowia, są jedynie szkody. – Kolcow zgasił niedopałek na podeszwie. Wykonał celny rzut do kamiennego kosza i dopiero wtedy dodał: – Pierniczek był zupełnie zdrowy. Cieszył się wyśmienitym zdrowiem.