Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
71 страница из 123
Kolcowa dostrzegł od razu: cały ciężar ciała oparł o chwiejny stół. Był sam. Piana w kuflu powoli opadała. Mężczyzna wyławiał z miseczki solony groch i wrzucał go sobie do ust. Zajcew zręcznie odepchnął sinonosego konesera, który zamierzał wprosić się na wolne miejsce koło Kolcowa. Bez zaproszenia postawił na stole swój pełny kufel.
Ich spojrzenia się spotkały.
Rysie oczy powlekły się już mgłą – ten kufel z pewnością nie był dziś pierwszy. Kolcow nic nie powiedział. Podniósł naczynie. Stuknęli się w milczeniu. Zajcew pociągnął kilka łyków. Piwo było obrzydliwe.
– Znaczy się koń – wymamrotał Kolcow zapatrzony w swój trunek. Potem machnął niedopitym piwem w bliżej nieokreślonym kierunku, postukał w kufel palcem, a potem podniósł go, zamawiając jeszcze jeden.
– Pierniczek na nic nie chorował – zaczął Zajcew. Nie wiedział, czy nie mija się z prawdą. Ale równocześnie wiedział, że gdyby koń cierpiał na zapalenie płuc czy oskrzeli, i to nieleczone, weterynarz odkryłby to podczas sekcji.
– A tobie to nie wszystko jedno? – rzucił Kolcow nieprzyjaznym tonem. Ale czekał na odpowiedź. Zajcew dmuchnął w piwną pianę, po czym odpowiedział spokojnie: