Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
73 страница из 123
– Mhm.
Trzeba było teraz przeć naprzód i nie odpuszczać do samego końca.
– Towarzyszu Kolcow, chyba patrzycie na mnie wilkiem, a przecież ani wy nie jesteście świadkiem, ani ja nie jestem na służbie. Nasze pogaduszki biorą się tylko ze współczucia. Mają przede wszystkim zaradzić mojej weterynaryjnej ignorancji za pomocą waszej specjalistycznej wiedzy. A dalej to już dam sobie radę sam.
– Mhm.
– Też mam swój kodeks honorowy.
Rysie baczki drgnęły ironicznie:
– Kodeks agenta?
Zajcew puścił szyderstwo mimo uszu.
– I daję wam właśnie słowo honoru.
Kolcow pozostał niewzruszony. Wypuścił siwawy obłok dymu. Ale strząsając popiół, rzucił niespodziewanie:
– Brajłowicze.
Drzwiczki szafy pancernej się uchyliły.
– Nie same Brajłowicze – mówił dalej z pochyloną głową – ale taka wioseczka obok. Nieważne. Porządnie się tam zakleszczyliśmy: i ani my, to jest 8 Grenadierski, Moskiewski Grenadierski, nie mogliśmy naprzód, ani Niemcy w tył. No więc stoimy. Daj mi Boże pamięć, jesień to była, ale którego roku? Szesnastego? Później? Raptem piętnaście lat temu, a nie pamiętam… – Wzrok mu się rozmarzył. Nie zwracał już więcej uwagi na pijacki bełkot i hałasy ciasnej, gorącej piwiarni. Sięgał spojrzeniem wstecz: do podporucznika Kolcowa, lekarza weterynarii 8 Moskiewskiego Pułku Grenadierów.