Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
74 страница из 123
Zajcew miał tego świadomość. Nie śpieszył się z przywoływaniem go z powrotem z daleka.
– Oswoiliśmy się już wtedy trochę z tymi maskami przeciwgazowymi Zielińskiego-Kummanta – ciągnął Kolcow. – Przeszkoliliśmy się. Według mnie, kiedy Niemcy puścili gaz, nikt specjalnie nie ucierpiał. Mam na myśli żołnierzy. Ale za to konie… Konie padały. – Pokręcił głową. – I bardzo dużo myszy i ptaków. Pełne okopy zdechłych myszy i ptaków. Niebożęta…
– Co to był za gaz?
Ale Kolcow najwyraźniej nie usłyszał. Jakiś pijak wrzeszczał przy stoliku opodal:
– Nie tam się patrzaj, tu się patrzaj…
Albo Kolcow był po prostu za daleko, piętnaście lat stąd.
– Co za gaz puścili wtedy Niemcy?
Kolcow wrócił do majowego dnia 1931 roku.
– A jakoś zapomnieliśmy ich poprosić o etykietkę. A oni sami też nam nie raportowali, czym nas trują. Mój Boże, co myśmy wtedy wyczyniali!… Nie tylko Niemcy. – Patrzył gdzieś ponad Zajcewem. – My też. – Znowu pokręcił głową. – Straszne rzeczy. Gorsze od zabójstwa.
– Czemu tak uważacie?