Читать книгу Niewierni онлайн
136 страница из 323
Nawet przez chwilę nie pomyślał o Zuzie.
Do Adenu zostało niewiele ponad dwadzieścia kilometrów. Zatrzymał samochód na poboczu i wysiadł, żeby chwilę odpocząć.
Na południu było znacznie goręcej niż w Sanie. Karol stał oparty o samochód i obserwował, jak czerwona tarcza słońca powoli znika za poszarpanymi szczytami Dżabal Charaz. Czekał, aż zapadnie zmrok, by wjechać do Adenu. Tu się urodził, to było jego miasto i znało go tutaj wiele osób, musiał więc uważać bardziej niż gdziekolwiek indziej na świecie.
Słońce znikło, pozostawiając po sobie płonące niebo, i Karolowi się wydawało, że skryło się szybciej niż zwykle. Zdjął okulary przeciwsłoneczne i wrzucił je do samochodu. Odszedł parę metrów dalej od drogi, wybrał odpowiednie miejsce i stanął twarzą w kierunku Mekki. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz odmawiał maghrib, ale teraz poczuł silną potrzebę. Znacznie większą niż kiedykolwiek przedtem.
Do Adenu wjechał drogą od północy, gdy było już zupełnie ciemno. Szeroką aleją przez Al-Mansuri, potem minął po prawej meczet Redha w Szeich Othman i dotarł do Damby. Tak nazywała się dwupasmowa droga wybudowana na adeńskiej lagunie. W dzień było stamtąd widać góry otaczające port i stada brodzących flamingów. Karol bardzo lubił ten widok, ale teraz mógł go sobie tylko wyobrazić. Od pięciu lat nie był w Adenie w ciągu dnia.