Читать книгу Niewierni онлайн
208 страница из 323
– Zatrzymaj! – rzucił Konrad do Irka. – Nie ma najmniejszej wątpliwości!
– To obstawa tego starego Chińczyka. Zawodowcy, to pewne! Ale to chyba nie jest mafia – stwierdziła niepewnie Sara.
– Raczej nie… owszem.
– A dlaczego nie mafia? – zapytał Marcin.
– Ten ubiór, garnitury… te fryzury jakieś staromodne, ten krok. I ten prochowiec z lat siedemdziesiątych… – ciągnął Konrad. – Nie pasuje mi to!
– Teraz takie są na topie! – wtrącił zdecydowanie Marcin.
– Nie mają broni – odezwał się nagle pewnym głosem Lutek.
– To po co taka ochrona?
Lutek jednak nie odpowiedział i dalej siedział na krawędzi stołu, z rękami założonymi na piersi. W rozciągniętym, grubym granatowym golfie wyglądał jak stary szyper z Orkadów.
– Puść dalej – zarządził Konrad.
Azjaci zatrzymali się przy windzie jakieś dziesięć metrów od pokoju. Wtedy na korytarzu pojawiło się dwóch białych. Starszy w jasnej wiatrówce, z mocno siwymi włosami zaczesanymi do tyłu, w grubych okularach i z dużym neseserem w dłoni. Wyglądał, jakby lekko utykał. Za nim wyszedł drugi, znacznie wyższy, o ciemnych włosach i szczupłej sylwetce, w ciemnej marynarce i koszuli bez krawata. Zatrzasnął drzwi i rozejrzał się dokoła. Stary Szwed czekał z Azjatami przy windzie, gdy młody szybko podszedł do zakrętu korytarza i wyraźnie się kryjąc, zajrzał za róg.