Читать книгу 1793 онлайн
121 страница из 127
– No to chodźcie do mnie, kanalie.
ssss1
Lokal, którego właścicielem jest Gustaw Adolf Sundberg, przeniósł się niedawno z zaułka Bergsgränden koło kościoła św. Klary na plac Żelazny. Mimo to klienci zdążyli go już ochrzcić mianem „Lilla Börsen”, czyli „mała giełda”, jako że stał się miejscem spotkań mieszczan z okolicy Skeppsbron, którzy są stałymi gośćmi na prawdziwej giełdzie. Niektórzy z nich popijają czekoladę z dzbanków, ale większość, w tym także Cecil Winge, zamawia niezliczoną ilość filiżanek kawy arabskiej. Od pewnego czasu krążą bowiem pogłoski, że rząd regencyjny rozważa wprowadzenie całkowitego zakazu picia tego napoju, aby okiełznać ludzkie języki, które w takich lokalach bywają zbyt rozpuszczone.
Na razie u Sundberga panuje ożywiony gwar. Ludzie rozmawiają o dziwacznym zachowaniu piętnastoletniego księcia Gustawa wobec dworzan i o księciu Karolu, który wzdycha do pani Rudenschöld, chociaż jej serce należy do zdrajcy Armfelta. Dyskutują też o literacie Thomasie Thorildzie: podobno w Lubece spadł ze stołu, gdy krzyczał, że pobyt na wygnaniu zapewnił mu nieśmiertelność, czego nie mogą o sobie powiedzieć ci, którzy wchodzą w tyłek baronowi Reuterholmowi. Winge postanawia poczekać na kompana godzinę, ale kiedy o wpół do jedenastej wyjmuje swój kieszonkowy zegarek, Cardella wciąż nie ma.