Читать книгу 1793 онлайн
29 страница из 127
– To wy go znaleźliście, prawda? Nazywacie się Cardell?
Cardell kiwa w milczeniu głową i czeka na dalszy obrót rozmowy.
– Strażnik nie powiedział mi wszystkiego, ale domyślam się, że macie jakieś imię.
Cardell zdejmuje z głowy swój wilgotny kapelusz i wykonuje sztywny ukłon.
– Tak, panie. Nazywam się Jean Michael Cardell. Kiedy mój ojciec ujrzał swego pierworodnego syna, rozczarowaniom nie było końca. Wszystkim było wstyd, chyba sami się domyślacie dlaczego. Ludzie nazywają mnie Mickel.
– Skromność to ważna cnota. Jeśli wasz ojciec tego nie wiedział, to jego strata. – Człowiek wyglądający jak cień robi kilka kroków do przodu i staje w świetle. – Nazywam się Cecil Winge.
Cardell zerka na niego i stwierdza, że jest młodszy, niż wskazywałby na to jego ochrypły głos. Ma na sobie porządne, chociaż staromodne ubranie: czarny dopasowany płaszcz z postawionym kołnierzem, wykończony u dołu końskim włosiem, kamizelkę z delikatnym wyszywanym wzorem, czarne aksamitne spodnie ze sprzączkami przy kolanach, a do tego biały, podwójnie owinięty wokół szyi krawat. Długie, czarne jak smoła włosy związane są czerwoną wstążką i odrzucone na kark. Mężczyzna ma tak jasną karnację, że zdaje się świecić w ciemnościach.